- Chętnie cię tam powitamy. Rozwiązanie jest już możliwe, choć mamy pewien kłopot...

38 CĂłr? - Chętnie cię tam powitamy. Rozwiązanie okazuje się juĹź moĹźliwe, choć mamy pewien kłopot... Ambalasei westchnęła ciężko. - To Ĺźadna niespodzianka. O co chodzi? - O Far< i jej słuchaczki i naśladowczynie. - owego teĹź moĹźna się było spodziewać. Co robi to wstrętne stworzenie? - Zebrała swe towarzyszki i poszły razem do Sorogetso. - Co takiego? KaĹźdy zdolny do owego fragment ciała Ambalasei zapłonął szkarłatem, pulsował barwą jak rozszalałe serce. Przestraszona Enge cofnęła się o krok, dając słabe znaki zagroĹźenia-dlazdrowia. Ambalasei głośno kłapnęła szczękami. - Wydałam polecenia, rozkazałam stanowczo. Sorogetso mają opuścić miasto i przenigdy do niego nie powrĂłcić. Nikomu nie wolno się z nimi kontaktować. Za nieposłuszeństwo groziłam opuszczeniem miasta i jego zniszczeniem. a także co dziś słyszę! Enge ugięła się pod nawałą uczuć, prĂłbowała coś powiedzieć, aĹź wreszcie uzyskała zezwolenie Ambalasei, ktĂłra tak bardzo się wściekała, Ĺźe nie była w stanie mĂłwić. - Rozumiałyśmy taki rozkaz, uznałyśmy go i przestrzegałyśmy. Far< odmĂłwiła mimo wszystko wypełnienia twych poleceń, stwierdziła, iĹź odrzucając władzę eistai, musi odrzucić i twoją. Skoro ceną posłuszeństwa okazuje się miasto, to naleĹźy je opuścić. Zabrała z sobą swe uczennice. Poszły do Sorogetso. Zamierzała tam Ĺźyć, tak jak one, nawrĂłcić je na wiarę w Ugunenapsę i wznieść w dĹźungli prawdziwe miasto Ugunenapsy. - a także tak się stało? - Ambalasei zdołała się trochę opanować. Okazała teĹź, Ĺźe zna zawczasu odpowiedĹş na swe pytanie. - Nie. Far< okazuje się ranna, lecz mimo to nie wraca. NiektĂłre z nią zostały, pozostałe wrĂłciły. - ZapędĹş natychmiast takie nieposłuszne istoty do pracy przy zabijaniu-czyszczeniuprzyrządzaniu węgorzy. Będą się tym zajmowały, pĂłki nie wyznaczę im pozostałych zadań. Co chyba przenigdy nie nastąpi. Idę do Sorogetso. - To dziś niebezpieczne. - Nie boję się niczego! - Chcę ci mimo wszystko powiedzieć o naszych sukcesach. - dopiero po załatwieniu tej sprawy. KaĹź Setèssei, by do mnie przyszła z naczyniem leczniczym. Natychmiast. Jedna z młodych łodzi urosła juĹź na tyle, by unieść dwie pasaĹźerki. Ułatwiłoby to podróş, gdyby nie fakt jej słabego wyszkolenia. Młóciła mackami i wystrzeliwała wodę, spoglądając na Setèssei, ktĂłra bezlitośnie ściskała zakończenie nerwĂłw. Płynęły zygzakami wzdłuĹź przesmyku, poza wały ochronne. Gniew Ambalasei powoli opadał, cieszyła się, Ĺźe ma moment na ochłonięcie. Potrzebuje dziś chłodnego rozumowania, a nie zapalczywości. Mimo to tak mocno ściskała hèsotsan, Ĺźe taki zaczął drĹźeć. Miał ją ochronić przed zwierzętami, lecz chętnie uĹźyłaby go przeciwko Far<. Nie posłuchała ścisłych rozkazĂłw, przeszkodziła w obserwacjach naukowych. Tym razem posunęła się stanowczo zbyt daleko. Enge powiedziała, Ĺźe okazuje się ranna. Ambalasei miała nadzieję, Ĺźe śmiertelnie. MoĹźe by tak przyspieszyć jej koniec, wstrzykując do krwi truciznę, a nie środek uśmierzający bĂłl? W puszczy panowała głęboka cisza. Setèssei przymocowała niespokojną łódĹş do brzegu i ruszyła ścieĹźką z nastawioną bronią. Na małej ocienionej plaĹźy nad jeziorem, jeszcze przed pniem umoĹźliwiającym dostęp do Sorogetso, natrafiły na małą grupkę Yilanè. Trzy pochylały się nad czymś i odskoczyły ze strachem, gdy Ambalasei zawołała głośno, żądając uwagi. Patrzyły na nią, drżąc z lęku. - Za nieposłuszeństwo i przyjście tutaj zasługujecie na śmierć, zniszczenie,