chwilą prosił mnie pan, abym nic nie mówił o tym, co

chwilą prosił mnie pan, abym nic nie mówił o tym, co tu widzę. — Ach, to tylko z owego względu, iż za kilka dni pozostanie wydany oficjalny informacja, a nie chcieliśmy wzbudzać fałszywych nadziei. Lecz nie ma jakiejkolwiek rzeczywistej tajemnicy. Gibson rozmyślał nad tą wiadomością przez całą powrotną drogę do Portu Lowell. Hadfield powiedział mu dużo, ale czy wszystko? A jeśli powiedział wszystko, to gdzie w tym obrazie jest miejsce Phobosa? Gibson zastanawiał się, jakie ma podstawy do snucia podejrzeń dotyczących księżyca wewnętrznego; mógł on, oczywiście, nie posiadać nic wspólnego z tym przedsięwzięciem. Miał chęć zapytać wprost Hadfielda oraz zmusić go w taki sposób do odpowiedzi, ale się powstrzymał. Bał się, iż się wystrychnie na dudka. Kopuły Portu Lowell wynurzały się spoza horyzontu, gdy Gibson poruszył problem, który gnębił go w ciągu ostatnich dwóch tygodni. — Ares wraca na Ziemię za trzy tygodnie, fakt? — powiedział do Hadfielda. taki skinął tylko głową. Pytanie jest oczywiście czysto retoryczne, gdyż Gibson znał odpowiedź równie świetnie, jak wszyscy. — Doszedłem do wniosku — powiedział powoli — iż ochoczo bym pozostał na Marsie trochę dłużej. Być może do przyszłego roku. — Hm — odrzekł Hadfield. Nie jest w tym ani pochwały, ani niezadowolenia oraz Gibson poczuł lekkie ukłucie, iż jego wstrząsające wyznanie dało tak słaby wynik. — A co z pańską pracą? 204 — Wszystko mogę tutaj robić równie świetnie, jak na Ziemi. — Chyba zdaje pan sobie sprawę — mówił Hadfield — iż jeśli pan tu pozostanie, powinno pan musiał zająć się pewnym pożytecznym zawodem. — Uśmiechnął się trochę złośliwie. — Nie jest to zbyt taktowne, fakt? Chodzi mi o to, iż musiałby pan w jakiś sposób przyczynić się do rozwoju kolonii. Nie ma pan jakichś projektów? To jest trochę więcej zachęcające; oznaczało, iż Hadfield nie odrzucił natychmiast jego opcji. Lecz był to dodatkowo punkt, który Gibson przeoczył w swoim entuzjazmie. — Nie miałem na fantazje osiedlenia się tu na stałe — powiedział trochę niezręcznie. — Chcę poświęcić trochę okresu na studiowanie Marsjan oraz chciałbym zobaczyć, czy nie można znaleźć ich więcej. Poza tym nie chciałbym opuścić Marsa właśnie wtedy, gdy tutejsze sprawy stają się interesujące. — Co ma pan na fantazje? — zapytał szybko Hadfield. — No cóż... te rośliny tlenowe, oddanie do użytku Kopuły Siódmej... chcę zobaczyć, co z owego wyniknie w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Hadfield patrzył zamyślony na swego pasażera. Był mniej zdziwiony, niż Gibson mógł przypuszczać, ponieważ miał do czynienia z takimi wypadkami w przeszłości. Zastanawiał się nawet, czy przydarzy się to samo Gibsonowi; zresztą takie rozstrzygnięcie nie sprawiało mu bynajmniej przykrości. Decyzję Gibsona trzeba jest wytłumaczyć dość prosto. Pisarz był dziś szczęśliwszy niż kiedykolwiek na Ziemi: wykonał coś wartościowego oraz czuł, iż staje się